Węgrów: szkoła coraz bardziej rynkowa
Region
Wt. 06.02.2024 18:35:24
06
lut 2024
lut 2024
Współpraca szkół z przedsiębiorstwami nie jest nowością. To rzecz znana i praktykowana od dawna, a w dzisiejszych czasach jej zacieśnianie to rzecz wręcz niezbędna. Można w tym jednak iść dużo dalej, niż tylko uzgadnianie programów nauczania i praktyki zawodowe uczniów. Jak robi to węgrowski „Kochanowski”?
W latach 90. i wczesnych 2000. łudzono się, że każdy musi mieć maturę, a co drugi wyższe studia. Dopiero kiedy średnia wieku w niektórych zawodach zaczęła niebezpiecznie rosnąć, a w niektórych branżach w ogóle zaczęło brakować rąk do pracy, przeproszono się z zawodówkami i technikami.Nadrabianie zaległości nie jest jednak łatwe i nie chodzi tu tylko o dostosowanie kierunków i programów nauczania do tego, co jest aktualnie potrzebne na rynku. Problematyczne bywa pozyskanie specjalistów od nauki zawodów, bo starzy odchodzą na emerytury, a nowi wolą pracować w biznesie, gdzie znacznie lepiej się zarabia. Rozwiązaniem jest ściąganie ludzi z firm do szkół na zasadzie współpracy, na godziny. Joanna Gołębiewska-Kokoszka, dyrektor Zespołu Szkół Ponadpodstawowych imienia Jana Kochanowskiego w Węgrowie podkreśla, że pomogła tu niedawna zmiana przepisów przez resort edukacji – Mamy możliwość korzystania z pomocy zawodowców pracujących w firmach. Procedura została uproszczona.
Szkoła wysyła swoich nauczycieli na kursy doskonalące, ale obecność ludzi pracujących codziennie w biznesie zapewnia coś więcej, niż umiejętność obchodzenia się z nowoczesnymi maszynami. W grę wchodzą tu również takie sprawy jak organizacja pracy, kontrola jakości i tzw. kultura techniczna.
Prezent od sąsiada
Skoro już padła wzmianka o maszynach: nowoczesna duża obrabiarka sterowana komputerowo to wydatek rzędu kilkuset tysięcy złotych. Szkoły nie byłoby stać na jednorazowe duże unowocześnienie parku maszynowego. I tutaj również przydaje się zacieśnianie więzów z okolicznymi przedsiębiorstwami. „Kochanowski” otrzymał niedawno kilka takich urządzeń od swojego sąsiada, firmy Addit, która sobie kupiła szybsze i dokładniejsze, a szkole oddała starsze, ale w pełni sprawne. Ma w tym oczywiście swój interes, bo brakuje jej dobrze przygotowanych pracowników.
– Ślusarz to już od dawna nie jest ktoś, kto dłubie coś ręcznie z imadłem i pilnikiem. Żadna firma komercyjna od obróbki metalu nie pracuje już w ten sposób. Wszystkie używają maszyn CNC, bo taki jest wymóg rynku i trzeba za tym nadążać – mówi Piotr Jasieńczuk z Additu. Na samym przekazaniu maszyn się nie skończyło – Kiedy zaczynaliśmy współpracę ze szkołą, postawiliśmy sobie za cel stworzenie w niej mikroprzedsiębiorstwa. Zaczęliśmy od prac czysto technicznych: wykrawania, pracy na prasach krawędziowych, prostej obróbki. Potem doszły takie rzeczy jak kontrola jakości, logistyka, fakturowanie, marketing. Zauważyliśmy, że kiedy uczniowie robią coś, co potem idzie do klienta, przykładają się o wiele bardziej, niż kiedy wykonany tylko na zaliczenie element idzie potem na złom. Dlatego wplatamy ich (oczywiście pod nadzorem), w naszą normalną produkcję. Kiedy przychodzą do zakładu na praktyki, nie są tylko „przynieś, wynieś, pozamiataj”. A po ukończeniu szkoły są w stanie wdrożyć się do obowiązków w dwa tygodnie, zamiast w kilka miesięcy.
Kierownik szkolnych warsztatów widzi w takim urynkowieniu szkoły dwie wielkie zalety – Po pierwsze, uczniowie mają do czynienia z szerokim spektrum działań: od marketingu i pozyskania zlecenia, poprzez jego faktyczną realizację, po rozliczenie. To wpisuje się w profil naszej szkoły i lepiej przygotowuje absolwentów do przyszłej pracy w przedsiębiorstwach. Po drugie, uzyskane dochody możemy inwestować dalej w naszych uczniów poprzez zakup narzędzi i maszyn – mówi Grzegorz Koseła. Szkoła bierze zlecenia nie tylko od sąsiada, ale z całej okolicy. Jeśli uczniowie pójdą do pracy w innych firmach niż te, dla których pracowali w szkole, to tam też szybko się odnajdą, bo standardy przemysłowe i handlowe są wszędzie zbliżone.
Szkolnictwo zawodowe to nie jest tania sprawa. O wartości nowoczesnych maszyn była już mowa, ale i same rachunki za prąd to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Do tego dochodzi zakup materiałów i narzędzi, wymiana zużywających się podzespołów w obrabiarkach, naprawy ewentualnych awarii i tak dalej. To nie może „wisieć” w całości na subwencji oświatowej państwa, ograniczonym budżecie prowadzącego szkołę powiatu i od czasu do czasu na programach unijnych czy samorządowych. Choć z tych ostatnich też węgrowski ZSP też korzystał – Pod koniec grudnia zakończyła się „Nowa jakość kształcenia zawodowego w powiecie węgrowskim”, gdzie byliśmy jedną z trzech uczestniczących szkół. Było tam dofinansowanie na zakup maszyny CNC, kursy doskonalące dla czterech nauczycieli, dużo zajęć praktycznych i płatnych staży w firmach dla uczniów technikum mechanicznego i handlowego. Przez kilka lat realizowaliśmy też podobne projekty z „Zawodowego Mazowsza” – wylicza dyrektor Gołębiewska-Kokoszka. Nie ma jednak wątpliwości, że bez rozszerzonej współpracy z przedsiębiorstwami byłoby o wiele trudniej.
0 komentarze